sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 6

Jechaliśmy w ciszy. Nie wiem czemu, ale choć Justin chciał mi pomóc, ja nie mogłam się do niego w pełni przekonać. Może dlatego, że należał to tej całej mafii. W mojej głowie biło się ze sobą tysiące myśli. Z jednej strony myślałam, że chce on mi naprawdę pomóc, a z drugiej, że mnie oszukał i chce mi coś zrobić. Chciałam odrzucić od siebie te wszystkie złe myśli, ale to było silniejsze ode mnie. Myślałam, żeby uciec z tego samochodu jak najszybciej, bo myśl, że może on coś mi zrobić nie dawała mi spokoju. Nie wiem czemu się zgodziłam, żeby z nim jechać. W sumie nie znałam go i jego zamiarów. Wtedy pomyślałam, że muszę, zacząć myśleć nad tym co robię.
- Widzę po tobie, że się boisz. Naprawdę nie chce ci nic zrobić, nie jestem taki, jak ci się wydaje - powiedział Justin z lekkim uśmiechem na twarzy. Na mojej twarzy teraz widniało zdziwienie. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Skąd on wiedział o czym ja myślę? Może naprawdę było po mnie widać strach. 
- Naprawdę? - zapytałam się niepewnie i spojrzałam na niego.
- Naprawdę - uśmiechnął się do mnie, pokazując jednocześnie rząd swoich śnieżnobiałych zębów. Wtedy dopiero zauważyłam jaki Justin jest przystojny. Później już nie chciałam dalej utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego, więc spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. Dalej już się nie odzywaliśmy, patrzyłam tylko przez okno, ciężko wzdychając. Miałam już tylko nadzieję, że mojej mamie nic nie jest. Zaczęłam się trochę bać, kiedy wjechaliśmy w jakąś ciemną ulicę. Kamienice były puste, a wszędzie było ciemno. Tylko co jakiś czas świeciła latarnia, ale słabym światłem. Widać było, że to miejsce sprzyja tym wszystkim złym ludziom. W środku już miałam złe przeczucia. W tej chwili pomyślałam o Justinie, a dokładnie o tym czemu on chce mi pomóc. Przecież Simon za mną nie przepadał. Ta cała mafia pewnie za mną nie przepada.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Justin'a, który oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu. Staliśmy przed dużą, opuszczoną kamienicą, w której niektóre okna były powybijane. Popatrzyłam na Justin'a, ale jego wzrok nic mi nie mówił. Ruszyliśmy powoli w głąb kamienicy. Powoli szłam za nim, liczyłam na jakieś wskazówki, które będą mi mówiły którędy mam iść, ale Justin nic się nie odzywał. Strasznie mnie to zdziwiło, w samochodzie jakoś nasza rozmowa szła, a teraz kompletnie nic nie mówił. Ja z resztą też się nie odzywałam, nie chciałam się narzucać. Pomyślałam, że Justin chce mi tylko dlatego pomóc, bo jestem chora. Schodziliśmy po schodach, potem wylądowaliśmy w jakimś małym korytarzyku. Po bokach były drzwi do pomieszczeń. Z każdym krokiem bałam się coraz bardziej i bardziej. Nie wiedziałam co mnie czeka. Nagle, niespodziewanie ktoś mnie złapał za rękę. Serce zaczęło mi bić szybciej, ale jak zobaczyłam rękę Justin'a to się uspokoiłam. Po krótkiej wędrówce weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Było tam o dziwo czysto, a sam pokój nie wyglądał podejrzanie. Na końcu pomieszczenia znajdowała się jakaś wielka tkanina, osłaniająca coś. Chciałam się zapytać co się za tym kryje, ale kiedy już chciałam otworzyć usta, Justin zakrył mi je ręką i pokazał palcem, że mam być cicho. Chyba to oznaczało, że jesteśmy gdzieś blisko i poszukiwania mojej mamy zaraz się skończą. Wyobraziłam sobie jak przytulam mamę i dalej żyjemy już normalnie.
- Idź najciszej jak możesz, nie chcę, żeby ktoś nas usłyszał - powiedział Justin, a ja się posłuchałam jego rady. Choć tam na pierwszy rzut oka było czysto, ale gdyby ktoś się przyglądał, to na podłodze, co jakiś czas można było się potknąć albo o jakieś pudełko, albo o szklaną butelkę. Podeszliśmy do tej wielkiej tkaniny i Justin lekko ją odchylił, był tam drzwi, a w nich niewielkie okienko, ale chociaż było przez nie coś widać.
Gdy ujrzałam co jest po drugiej stronie przez okienko, serce podskoczyło mi do gardła i łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam co mam zrobić, taki widok widziałam tylko i wyłącznie w filmach. Chciałam krzyczeć, ale jak zwykle Justin był szybszy i zakrył mi usta. Moja mama była przywiązana do krzesła, miała limo pod okiem i rozcięty łuk brwiowy. Widać było po niej, że jest u skraju wytrzymałości. Nad nią stał Simon z jakimś mężczyzną, pewnie on też należał do tej mafii. Darł się na nią, kilka razy pod rząd ją uderzył w twarz. Spojrzałam wtedy na Justina, po jego twarzy widziałam już tylko bezradność, sama nie wiedziałam co mam zrobić. Miałam patrzeć jak cierpi moja mama? W środku myślałam już się rozpadałam na malutkie kawałeczki, gdyby te drzwi były otwarte już dawno bym tam była, a tak to nie mogłam nic zrobić. Kiedy Simon zaczął szarpać moją mamę, a później przyłożył jej nóż do gardła i mówił, że jest beznadziejna, coś we mnie pękło. W tym momencie wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Simon z towarzyszem od razu spojrzeli się w moją stronę. Justin zrobił krok do tyłu i chyba był gotowy do ucieczki, ja zaś stałam w miejscu i patrzyłam raz na mamą, raz na Simona. Był on strasznie zdenerwowany. Simon przystawił nóż do gardła mojej mamy i tylko na mnie spoglądał. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Wtedy Justin złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, zdążyłam tylko krzyknąć "kocham cię mamo". Gdy się obróciłam, widziałam tylko jak Simon poderżnął jej gardło i krew zaczęła się lać strumieniami. Ten widok będzie mi się już pewnie śnił do końca życia.
- Szybciej - ponaglał mnie Justin. Nie mogłam za nim nadążyć, ale musiałam przyspieszyć, Simon i jego towarzysz byli coraz bliżej nas. Gdy przebiegłam korytarz i byłam już na schodach, myślałam, że padnę, ale musiałam dalej biec, nie mogłam zwolnić, nie w takiej chwili. Przy drzwiach kamienicy zatrzymałam się na chwilę, myślałam, że już nas nie dogonią, jednak tak się nie stało. Simon złapał mnie za rękę, ale na całe szczęście Justin przyłożył mu pięścią w twarz. Krew polała się z jego nosa, a ja zaczęłam biec jak najszybciej do samochodu.
- Jeszcze was dorwę, a ty Justin, nie myśl, że ujdzie ci to na sucho - takie słowa usłyszałam, kiedy wsiadałam do samochodu. Później już wyruszyliśmy stamtąd z piskiem opon. W samochodzie nie mogłam nad sobą zapanować, zaczęłam płakać, bo straciłam najbliższą mi osobą - moją mamę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że już nie będzie tak jak dawniej. Nie będę już mogła przytulić się do niej, porozmawiać z nią. Wszystko przepadło i to przez tak podłych ludzi jak Simon.
- Gdzie my tak właściwie jedziemy? - zapytałam Justina, żeby choć na chwilę uciec od tych myśli.
- Na chwilę do mojego domu, a później do jakiegoś hotelu za miasto - oznajmił mi, a ja nie dowierzałam, co to miało znaczyć?
- Ale jak to? Masz mnie zawieźć do domu. - powiedziałam mu ze łzami w oczach, poczułam się wtedy bezsilna, straciłam już jakiekolwiek chęci do życia.
- Nie mogę cię zawieźć do domu, nie rozumiesz tego, Simon teraz będzie nas ścigał, muszę cię jakoś chronić przed nim, chyba, że chcesz skończyć jak twoja matka - syknął, a ja już nic się nie odezwałam. Po paru minutach zajechaliśmy na jakieś nowo wybudowane osiedle. Tam znajdowało się mieszkanie Justina.
Chciał pewnie iść tylko po swoje rzeczy, więc nawet nie wychodziłam z samochodu. Gdy czekałam w samochodzie, na parkingu zauważyłam jakąś dziewczynę, uśmiechniętą od ucha do ucha idącą do bloku, w którym mieszkał chłopak. Ładna była, z twarzy też się wydawała miła. Chciałabym być taka jak ona, pomyślałam. Nie czekałam na Justina długo, chwilę później już jechaliśmy. Zaniepokoiła mnie jego mina, na prawdę musiało być nie za dobrze.
- Właściwie to ile czasu ja się będę musiała ukrywać - zapytałam.
- To ja teraz biorę za ciebie pełną odpowiedzialność, ja się będę od teraz tobą zajmować, nie wiem ile czasu to zajmie - odpowiedział, ale później jeszcze dodał - Ale zrobię wszystko żebyś z tego wyszła jak najszybciej.
- A nie lepiej iść z tym na policję? - zadałam kolejne pytanie, chciałam się dowiedzieć jak najwięcej.
- Jeśli chcesz na drugi dzień leżeć już spokojnie na cmentarzu, to proszę bardzo - odpowiedział mi. Fakt gdybym poszła z tym na policję, może i Simon zostałby złapany, ale pewnie przed tym by ze mną skończył.
Nie wiem gdzie jechaliśmy, była noc, więc jedyne co widziałam, to drzewa oświetlane przez latarnie i droga przed nami. Nagle coś wybiło szybę z tyłu samochodu. Nawet nie musiałam odwracać się, bo wiedziałam kto to jest - Simon. Znowu zaczął się pościg. Justin przyspieszył, w samochód znowu coś uderzyło. Simon zaczął strzelać. Zapewne tyły samochodu były pełne wgnieceń. Justin przyspieszał i skręcał na każdym skrzyżowaniu, żeby tylko go zgubić. Kiedy już nie było go za nami, dostałam sms: Teraz mi się nie udało, powodzenia następnym razem. Do końca życia już chyba, będę musiała z tym żyć, pomyślałam.
Justin był strasznie zdenerwowany, widać było złość w jego oczach. I pomyśleć, że to wszystko przeze mnie. To ja narobiłam wszystkim kłopotów. Zapomniałam, że Clary jeszcze nic nie wiedziała o tym co się dzisiaj stało.
- W tym hotelu, nie pobędziemy dłużej niż dwa dni, Simon nas znajdzie - wspomniał Justin.
- Czyli, będziemy musieli znaleźć sobie jakąś kryjówkę.
Jak to powiedziałam, byliśmy już przed hotelem. Nie był on duży, przed nim znajdował się mały parking, na którym znajdowało się kilka samochodów. Gdy weszliśmy do holu, od razu otoczyło mnie ciepło, którego brakowało mi od paru dni. Pewnie wyglądałam jak ostatnie nieszczęście, bo recepcjonistka się na mnie dziwnie patrzyła. Musiało to dziwnie wyglądać, bo Justin był normalnie ubrany, jego fryzura była perfekcyjnie ułożona, ja byłam zaś rozczochrana, ubrana w byle jaką bluzę i z rozmazanym tuszem dookoła oczu. Dostaliśmy kluczyk i poszliśmy do pokoju. Szkoda, że nie miałam żadnych rzeczy, w których mogłabym pójść spać. Justin musiał mi dać swoją koszulkę, była na mnie trochę przyduża, ale musiała mi wystarczyć. Kiedy położyłam się na łóżku, chłopak położył się obok mnie, chociaż jego łóżko było obok. Trochę się dziwnie czułam, bo go tak dobrze nie znałam.
- Dziękuję - wyszeptałam mu do ucha i nawet nie wiem kiedy się popłakałam. Musiałam to zrobić, nie miałam już siły. Chciałam żeby ten koszmar w końcu się skończył.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - wyszeptał mi do ucha Justin.
Odległość między naszymi twarzami była minimalna. Czułam ciężki oddech Justina, który obijał się o moje usta. Zerknęłam na chłopaka, który znajdował się naprzeciwko mnie. Jego oczy patrzyły na moje wargi, nie mógł oderwać od nich wzroku. Zbliżył swoje wargi do moich, a ja bezmyślnie zaczęłam go całować. Justin przewrócił się na plecy, zmieniając pozę chłopak złapał mojej talii, przez co leżałam na nim. Nasze usta ciągle znajdowały się przy sobie, całując się. Justin całował niesamowicie, tylko tak to mogłam określić. Nie wiem czemu to zrobiłam, nie wiem czemu go pocałowałam. Może dlatego, że potrzebowałam czyjegoś wsparcia, ciepła od drugiej osoby. A ze mną znajdował się tylko Justin, z resztą tylko on mi pomagał w tej trudnej dla mnie sytuacji. W pewnym momencie Justin dostał sms'a. Chłopak przestał mnie całować i spojrzał na wyświetlacz telefonu, szybko zaraz odłożył go obok. Justin znowu przybliżył swoje wargi do moich, przez co nasz pocałunek trwał dalej.
-Um, chyba nie Justin, nie możemy. -Odchrząknęłam i wstałam z chłopaka. Usiadłam na drugim końcu łóżka na którym się znajdowaliśmy. Spojrzałam na niego, jego mina świadczyła o tym, że nie jest on zadowolony tym co się stało, na jego twarzy widniała złość, jakbym mu coś przerażającego zrobiła.
-No i na chuj to było? -Wstał i spojrzał się na mnie rozzłoszczonym wzrokiem.
-Justin uspokój się. -Próbowałam go uspokoić ale to poszło na marne. Wstałam z łóżka, na którym wcześniej siedziałam. Ostrożnie podeszłam do Justina i złapałam go za ramię. W pewnym momencie usłyszałam huk i ból w kręgosłupie. Zorientowałam się, że Justin mnie popchnął i upadłam na podłogę. Z bezradności zaczęłam płakać pojedynczymi łzami. Patrzyłam się na Justina litościwym wzrokiem, on nawet nie spojrzał się czy coś mi nie jest, tylko po prostu wyszedł z pokoju hotelowego. Po co to było? Tylko przez to, że nie chciałam go dalej całować. Zachował się bardzo dziecinnie.

_________________________________

I kolejny rozdział. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale nie miałyśmy czasu ani weny :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 5.

- Clary? - Powiedziałam do słuchawki telefonu z którego dzwoniłam do mojej przyjaciółki. Musiałam do niej zadzwonić, ona zna skądś Simon'a, więc może mieć numer do Justin'a.
- Tak? O co chodzi? - Powiedziała dziewczyna z przejęciem w głosie.
- Posłuchaj, ja dzisiaj wychodzę ze szpitala, mogłybyśmy się spotkać?
- No tak, dobrze. - Odpowiedziała na moje pytanie szybko i stanowczo.
Po zakończonej rozmowie, odłożyłam telefon na szafeczkę, która stała przy szpitalnym łóżku na którym aktualnie się znajdowałam. Po pięciu minutach od zakończenia rozmowy z Clary wszedł lekarz, aby przekonać się czy na pewno wszystko jest ze mną dobrze i czy na pewno mogę wyjść już ze szpitala. Po kilku następnych pięciu minutach, wszystko było w porządku. Lekarz stwierdził, że wszystko ze mną dobrze i mogę wracać do domu. Bardzo się ucieszyłam, bo zbyt miłych wrażeń tutaj nie miałam. Wstałam z łóżka i wzięłam moją walizkę, która stała w kącie. Spakowałam swoje rzeczy, które znajdowały się na stoliku.
Do swojej dłoni ponownie wzięłam telefon i wykręciłam numer mojej matki. Nie odebrała, co bardzo mnie zdziwiło, bo telefon zawsze trzymała w kieszeni u spodni. Postanowiłam zadzwonić drugi raz, lecz sygnał w komórce nagle się urwał, jakby ktoś przerwał połączenie. Zaniepokoiłam się o nią, ponieważ wiedziałam jaka jest sytuacja z Simon'em, wiedziałam, że on tak łatwo nie odpuszcza. Przejęta życiem mojej matki, szybko wzięłam walizkę i wyszłam ze szpitala. Musiałam wracać na pieszo dwa kilometry. Ruszyłam spod szpitala, tempo mojego chodu było dość szybkie, chciałam jak najszybciej zobaczyć się z moją mamą, przytulić ją i przekonać się czy na pewno nic jej nie jest. W pewnej chwili stanęłam i się rozejrzałam, znajdowałam się teraz na terenach parku, gdzie pierwszy raz spotkałam Simon'a. Ruszyłam dalej do domu, sądząc po tym, gdzie jestem, znajdowałam się niedaleko wyznaczonego celu dojścia. Z daleka było już widać mój dom, podbiegłam bliżej i zauważyłam lekko uchylone drzwi. Nie dopuszczałam do siebie żadnych złych myśli. Weszłam do środka i nie widziałam nikogo w salonie ani w kuchni. Poszłam na piętro, aby zorientować się czy moja matka aby na pewno się tam nie znajduje. Obeszłam wszystkie pokoje i nie mogłam jej znaleźć. Bałam się, bałam się, że ktoś jej coś zrobi. Wyjęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer mojej rodzicielki, z komórki wydobywał się tylko sygnał, gdy znowu ktoś w pewnym momencie się rozłączył. Spanikowałam i nie wiedziałam co mam robić. Postanowiła zadzwonić do Clary. Nawet nie wiem po co, jak ona mogłaby mi pomóc? Ale coś mi w głowie zaświtało, ona zna Simon'a, a to na pewno on uprowadził moją matkę.
-Clary musimy się spotkać jak najszybciej, proszę Cię przyjdź do mnie do domu. -Mówiłam bardzo szybko, nie wiem nawet czy dziewczyna zrozumiała coś z wypowiedzianych przeze mnie słów.
-Rose, spokojnie co się dzieje?
-Nie mam teraz czasu aby Ci wszystko wyjaśniać, musisz przyjść do mnie.
- Dobrze, będę za piętnaście minut. -Po jej słowach od razu się rozłączyłam i zaczęłam nerwowo chodzić w kółko, czekając na Clary. Po dziesięciu minutach czekania na moją przyjaciółkę, usiadłam spokojnie i czekałam na nią.
Minął wyznaczony czas przez Clary i w pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi wejściowych.
-Wejdź! -Wydarłam się na cały dom, aby Clary mogła mnie usłyszeć.
Drzwi się uchyliły i zza rogu wychyliła się nie pewnie jasnowłosa dziewczyna.
-Co się stało? -Usłyszałam jej cichy i jakby załamany głosik.
-Musisz mi dać numer do Justin'a i to szybko! -Podniosłam lekko głos ze zdenerwowania. Nie wiedziałam co oni teraz robią z moją matką, o ile to oni ją porwali. No ale pomyślmy logicznie, kto inny mógłby to zrobić, skoro moja matka nie miała innych wrogów?
-Po co Ci? -W jej głosie dało się wyczuć lekkie zaniepokojenie.
-Rozejrzyj się, nie ma mojej matki, od rana nie odbiera, nie wiem co się z nią dzieje. Przypuszczam, że oni mają coś wspólnego ze zniknięciem mojej rodzicielki.
-Ale Rose, ja nie mam tego numeru.
-Jak to? Przecież powiedziałaś, że znasz Simon'a. -Ze zdziwienia lekko uniosłam brwi i wpatrywałam się w twarz dziewczyny, którą po chwili upuściła na dół, a jej wzrok wlepiony był w podłogę.
-Znam ich, ale ja nie mam ich numeru...Tylko moja matka. -Zauważyłam, że z oczu Clary zaczęły spływać łzy.
-Czemu? -Nie wiedziałam już o co w tym wszystkim chodzi, zaczęłam czekać aż z ust mojej przyjaciółki wypłynął jakieś słowa, które rozwieją moje wątpliwości.
-Ponieważ, moja mama też miała u nich dług. -Po wypowiedzeniu tych słów, dziewczyna od razu wybuchnęła płaczem. Zauważyłam, że w pewnej chwili kolana Clary się ugięły i dziewczyna wylądowała na podłodze, siedziała i płakała.
-Co? -Ze zdziwienia aż otworzyłam lekko buzie. Ukucnęłam obok Clary i ją przytuliłam. Nawet się nie spostrzegłam a z moich oczu również zaczęły spływać łzy. Taką pozę bez ruchu utrzymałyśmy przez równe pięć minut. W końcu przestałyśmy się nad sobą uzżlać i coś z tym zrobić, pomogłam dziewczynie wstać. Clary powiedziała mi, że jej matka nigdy nie da jej numeru do Simon'a i Justin'a. Więc dziewczyna wymyśliła, że ukradnie matce telefon, żeby wziąć ten numer.
Obydwie wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy w kierunku gdzie mieszkała Clary. Po dwudziestu minutach wędrówki, dotarłyśmy pod jej dom. Cicho i bezpiecznie weszłyśmy po schodkach na taras dziewczyny. Otworzyła drzwi wejściowe i ostrożnie weszłyśmy, rozejrzałyśmy się po salonie i nikogo nie było, poszłyśmy dalej i zobaczyłyśmy zapalone światło w łazience i usłyszałyśmy szum lejącej się wody. Miałyśmy po prostu szczęście, że jej matka się teraz kąpie a my możemy spokojnie wziąć ten numer. Clary na komodzie dostrzegła telefon swojej matki, szybki ruchem wzięła go do ręki i szukała numeru. Trudno nie było z szukaniem, bo był zapisany po prostu pod nazwą "JUSTIN". Spisałam numer do swojej komórki. Dziewczyna odłożyła telefon na komodę. Szybko wyszłyśmy z jej domu, aby matka Clary nas nie zauważyła. Postanowiłam, że zadzwonię do niego w parku. Ruszyłyśmy w tamtą stronę, gdy już tam byłyśmy, usiadłyśmy na pierwszej lepsze ławeczce.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam ekran. Wahałam się czy na pewno do niego zadzwonić. Wpatrywałam się z Clary w ekran telefonu, gdy nagle usłyszałam na sobą cichy głos mówiący "Rose". Odchyliłam głowę do góry, spuszczając wzrok z telefonu i ujrzałam Justin'a, gdy go zobaczyłam nie wytrzymałam. Moja złość, która kumulowała się we mnie do kilku dni w końcu wydostała się ze mnie.
Wstałam z ławki i zaczęłam go uderzać lekko pięściami, krzyczeć na cały głos, nie mogłam nad sobą zapanować. Gdy w końcu on złapał mnie za nadgarstki i próbował coś powiedzieć. Upadłam z bezsilności na zimny i brudny chodnik. Łzy z moich oczu zaczęły się wylewać niepohamowanie szybko. Poczułam czyjeś ręce na mojej talii, był to Justin, który próbował mi pomóc wstać. Wstałam i otrzepałam swój tyłek z piachu.
-Co zrobiliście mojej matce? -Znowu wybuchłam płaczem, już nie kontrolowałam tego.
-Rose, uspokój się chcę Ci tylko pomóc. -Odparł.
-Jak? Porywając mi matkę? -Spojrzałam na niego ze łzami w oczach
-Nie. -Odpowiedział szybko na moje pytanie. -Wiem gdzie jest teraz Simon z twoja matką, pomogę Ci ją z tego miejsca zabrać.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Chłopak z gangu, któremu moja matka wisi sporą sumę pieniędzy, chce mi pomóc.
-Chodźcie, pojedziecie ze mną. -Powiedział chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek i robiąc krok przed siebie.
-Poczekaj! -Uniosłam lekko głos. -Clary nie może iść z nami. -Odparłam. i zatrzymałam się w miejscu.
-Czemu? Chcę Ci pomóc, jesteś moją przyjaciółką. -Dziewczyna złapała mnie za drugi wolny nadgarstek.
-To dla Twojego dobra, nie chcę Cię narażać. -Spojrzałam jej prosto w oczu, a moje kąciki ust opadły.
-Dobrze idźcie. -Odparła. -Justin, tylko dbaj o to żeby jej się nic nie stało. -Dodała po chwili.
-Spokojnie, nie bój się o to. -Odkrzyknął Justin.
Co chwile oglądała się za siebie i patrzyłam na Clary, w pewnej chwili jej sylwetka znikła za drzewami. Wyszliśmy z parku i byliśmy na parkingu. Justin puścił mój nadgarstek, po czym został mi czerwony ślad jego dłoni. Chłopak podszedł do samochodu otworzył drzwi od strony kierowcy i wsiadł. Stałam tam jak jakaś głupia i nie wiedziałam co robić. Justin uchylił okno od strony pasażera.
-Wsiadasz? -Spojrzał się na mnie i jego kąciki ust podniosły się ku górze, gdy się uśmiechał wyglądał niesamowicie przystojnie.
Po jego pytaniu od razu otworzyłam drzwiczki i usiadłam obok niego. Justin przekręcił kluczyki w stacyjce, automatycznie odpalając samochód. Wyjechaliśmy z parkingu i jechaliśmy ulicą. Spojrzałam się na chłopaka, jego twarz miała ciągle taki sam wyraz. Chyba się tym przejął. Uważałam, że on nie był taki zły,
______________________________________

Nareszcie skończyłam to pisać, ten rozdział przychodził mi z trudem eh. Wiem, że nie jest perfekcyjny, ale musicie się tym zadowolić. Następny rozdział będzie lepszy, przysięgam :)

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 4

Kolejne dni mijały mi już spokojnie, nikt obcy do mnie nie przychodził, ani nie nachodził. Byłam zadowolona z tego faktu, nie musiałam już aż tak się bać, ale policzek nadal mnie trochę bolał i był lekko zaczerwieniony od tamtego wydarzenia. Nikt mnie jeszcze tak mocno nie uderzył. Nie wiedziałam, że można być tak podłym człowiekiem i uderzyć kogoś, kogo się dobrze nie zna. Jeden plus w tej całej sytuacji był taki, że dowiedziałam się skąd moja mama miała pieniądze na moją operację. To pytanie męczyło mnie cały tydzień przed operacją i parę dni po operacji, aż się w końcu dowiedziałam. Może akurat nie od mojej mamy, ale to już był najmniejszy szczegół. Zastawiałam się kiedy będzie mi chciała od tym powiedzieć, nie mówiłam jej o sytuacji z Simon'em, nawet nie zauważyła zaczerwienionego policzka. Nawet nie przyszło mi na myśl, że moja własna matka, będzie miała problemy z jakąkolwiek mafią. Mogła wziąć ten cholerny kredyt i byłoby po sprawie, ale nie, przecież musiała się wpakować w jakieś kłopoty, jeszcze nic mi o tym nie mówiąc. Tu chodziło o moje życie, więc mogła mi choć trochę powiedzieć o tej sprawie, a nie, skrywać to. Chyba się nawet nie zastanawiała nad konsekwencjami wzięcia pożyczki od mafii. Z moich przemyśleń wyrwał mnie odgłos otwierających się drzwi od mojej sali. Przeszła mnie fala gorąca, bo pomyślałam, że to znowu może być Simon.
- Cześć Rose, jak się czujesz? - usłyszałam znajomy głos. Wiedziałam już, że to Clary. 
- Cześć, siadaj - zrobiłam jej miejsce koło siebie i pokazałam ręką. Zastawiałam się, czy jej nie powiedzieć o tej sytuacji z Simon'em. Kilka dni temu zauważyła mój ślad na policzku, ale skłamałam, że to może być jakaś reakcja alergiczna i, że lekarz powiedział, że lada chwila to powinno zniknąć. Starałam się wtedy powiedzieć to jak najwiarygodniej i udało mi się, uwierzyła w to. Od tamtego czasu się tylko pytała, czy biorę na to jakieś dodatkowe leki i tyle. Chociaż moje kłamstwo wypaliło, to jednak coś mnie gryzło, że okłamuję moją najlepszą przyjaciółkę. Zawsze wolałam przemilczeć sprawę, niż skłamać, ale ta sytuacja mnie do tego zmusiła. Teraz chciałam to wszystko wyprostować i powiedzieć jej całą prawdę. Nie wiem czemu, ale wolałam jej o tym wszystkim powiedzieć niż mamie. Może dlatego, że moja rodzicielka była w to zamieszana i nie wiadomo co by jej strzeliło do głowy. Była wybuchową osobą, zwłaszcza kiedy chodziło o mnie. Pamiętam, zawsze jak ktoś mi dokuczał i ja jej o tym powiedziałam, to od razu była u rodziców tej osoby i robiła awanturę. Później, już nie mówiłam jej o takich sytuacjach, wolałam znaleźć wyjście sama, albo poradzić się Clary.
- Clary, ja muszę ci coś powiedzieć - spojrzałam na jej oczy, w których było widać trochę strachu.
- Nie mów, że znowu jesteś na coś chora - odpowiedziała tak, że ja nie wiedziałam, czy to miało być sarkastyczne, czy nie.
- Nie, oczywiście, że nie, po prostu jest coś co chciałabym wyprostować, bo skłamałam - oznajmiłam jej, jednocześnie spoglądając na jej oczy, ale teraz nie mogłam z nich nic odczytać. Może dlatego, że Clary mnie bardzo dobrze rozumie i nie jest zła na mnie kiedy skłamie, bo wie, że ja nie chce, żeby ona się o mnie martwiła.
- Kontynuuj - uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja już wiedziałam, że jest dobrze.
- No więc, pamiętasz jak się mnie zapytałaś co mi się stało w policzek, a ja ci powiedziałam, że to zwykła reakcja alergiczna?
- Wiem, że to kłamstwo - popatrzyła na mnie niepewnie, a ja nie wiedziałam, co ja mam na to odpowiedzieć. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Wiem, że to zrobił Simon, spotkałam go na ulicy, powiedział, że pyskowałaś i, że ci się należało - powiedziała to wszystko na jednym tchu, po czym dodała:
- W zamian sam dostał ode mnie w twarz - uśmiechnęła się pewnie.
- A..a..ale skąd go znasz? - zapytałam się, lekko się jąkając, ale także z uśmiechem na twarzy, należało mu się w końcu i jeszcze bezczelnie skłamał, dobrze, że Clary zrobiła to, co uważała na skuteczne.
- Kiedyś poszłam na jakąś domówkę od ludzi ze szkoły i on tam był, ale gdyby nie chodziło o ciebie, na ulicy udałby, że mnie nie zna. Może nawet w sumie dobrze, że tak robi, chociaż nie muszę rozmawiać z tak nieprzyjemnym człowiekiem jak on. - skończyła i przeskoczyła na inny temat, powiedziała mi, że nie chce jej się o takiej osobie jak Simon rozmawiać. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak jakby Clary chciała coś przede mną ukryć, jakby ją coś łączyło z Simon'em. Może mi się jednak zdawało. Zauważyłam, że w tym szpitalu, za dużo myślałam i sobie zbyt dużo wyobrażałam. Widać jak mnie nuda zżerała.
Po wyjściu Clary z mojej sali, przyszła moja mama. Była jakaś niespokojna, nie mogła usiedzieć w jednym miejscu i spokojnie ze mną porozmawiać jak zawsze. Chodziła po całej sali, cały czas się mnie pytała czy coś chcę i czy dobrze się czuję. Jeszcze nigdy jej nie widziałam tak lękliwej jak wtedy. Jak usłyszała jakieś kroki, to od razu podchodziła do drzwi i spoglądała kto idzie. Nawet przestraszyła się pielęgniarki, która przyszła dać mi tylko moją dawkę leków. Zdziwiło mnie też to, że była rozkojarzona. Musiałam kilka razy powtarzać to samo pytanie, bo za każdym razem myślała o czymś innym. Strasznie mnie to zaniepokoiło. Pierwsze co mi przyszło na myśl to ten dług, przecież ta mafia mogła jej czymś zagrozić. Już myśl o samym Simon'ie przyprawiał mnie o dreszcz. Tacy jak on mogą wszystko, nie znają oni granic, jeśli coś chcą to potrafią z człowieka wyciągnąć wszystko, byleby mieć to, co sobie zapragnęli. Nie przepadałam za takimi ludźmi i strasznie było mi szkoda tych, którzy się od nich nie mogli uwolnić. I właśnie ofiarą ich stała się moja mama i to jeszcze przeze mnie. Przez moją głupią operację.
- Mamo, coś się dzieje? - zapytałam się jej, gdy już sama nie wytrzymywałam ze swoimi myślami.
- Nie, nic córeczko, chyba trochę chora jestem, ostatnio deszcz tak często pada, a ja cały czas jestem przecież w ruchu. - z mojego punktu widzenia, nie powiedziała tego wiarygodnie, wyglądała na strasznie zmieszaną, jakby nie mogła nic wymyślić na wymówkę, jakby jej myśli zajmowało coś innego, coś od czego nie mogła się oderwać.
- Mamo, ale ja widzę co się dzieje, nigdy nie byłaś taka.. - nie wiedziałam jakie mam dobrać słowo.
- Nieobecna? - do sali wszedł wtedy Simon, mama od razu się zerwała z krzesła, a ja zaniemówiłam. Skąd on wiedział o jakie słowo mi chodziło? Czyżby podsłuchiwał naszą rozmowę? Skąd on w ogóle się tu wziął? Tysiące pytań krążyło po mojej głowie, a ja na wszystkie próbowałam sama znaleźć odpowiedź.
- Cześć mała, policzek nie boli? - spojrzał się na mnie pewnie, a zarazem chytrze. Już chciałam odpowiedzieć, ale mama się wtrąciła.
- Jaki policzek? Dziecko o co mu chodzi? Skąd on w ogóle cię zna? - zadała te pytania tak szybko, że dopiero po czasie zorientowałam się o co jej chodziło.
- A nie było nic powiedziane, że nie mogę się poznać z twoją córką - oznajmił Simon pewnie, a moja mama spiorunowała go tylko wzrokiem.
Spoglądałam na przemian raz na nią, raz na niego. Widać było po ich oczach nienawiść do siebie.
- Córciu, ja ci później wszystko wytłumaczę - powiedziała z zakłopotaniem mama.
- Nie mu... - chciałam już odpowiedzieć, ale wtrącił się Simon:
- Ale ona wszystko wie, znaczy większość.
Znieruchomiała w tym momencie, widać po niej było, że nie wie co ma zrobić, pewnie chciała żebym o niczym się nie dowiedziała. Żebym do końca życia nic nie wiedziała. No, ale widać, że przy dogadywaniu się z Simon'em zapomniała o jednej istotnej rzeczy - o mnie. Zapomniała pewnie dodać, żeby mnie nie nachodził i żeby nic mi nie mówił. Widać, że Simon potrafi, dobrze trafić w kogoś czuły punkt. Zakładam się, że pewnie już wiele osób tak przechytrzył.
- Lepiej chodźmy na korytarz porozmawiać - powiedziała moja mama, przerywając chwilową ciszę. Chwilę później nie było ich w sali. Nawet za sobą zamknęli drzwi, pewnie żebym nic nie słyszała. Chciałam wstać, ale nie wiem czemu, zabolało mnie coś w nodze. Jednak sobie przypomniałam, że w moim stanie to normalne, że coś mnie boli. Gdzieś tak, minutę później, cieszyłam się, że nie wstałam. Wszystko doskonale słyszałam zza drzwi.
- Jak to, ona wszystko wie? Jak mogłeś to zrobić? - histeryzowała moja mama, chyba płakała, albo chociaż głos jej się załamywał.
- Wiesz, nic mi o niej nie wspominałaś, chciałaś tylko szybko mieć pieniądze, nic więcej - odpowiedział Simon, jak zwykle swoim pewnym siebie głosem, po czym dopowiedział:
- Z resztą, chyba nie chciałabyś oddawać więcej pieniędzy tylko dlatego,żeby ona się o niczym nie dowiedziała?
- Chciałam, żeby Rose nie wiedziała, że pożyczam pieniądze od mafii, gdybym jej o tym powiedziała, to pewnie wolałaby umrzeć, a ja chcę dla niej jak najlepiej. Chciałam jej dzisiaj powiedzieć, że wzięłam kredyt, na jej operację, ale oczywiście ty musiałeś tu przyjść - głos mamy teraz zmienił się na bardziej stanowczy.
- A to już nie moja sprawa, warto czasami pomyśleć, co się robi - powiedział.
- Wiesz, teraz sobie uświadomiłam, w jakie gówno ja się wpakowałam - te słowa usłyszałam wyraźnie, bo były wykrzyczane.
- No bywa... a tak w ogóle, trochę ci skróciłem czas oddania pieniędzy, masz na to tydzień. Równiutkie siedem dni i siedem nocy - powiedział to stanowczo, po tych słowach usłyszałam kroki Simon'a. Po tym moja mama już do mnie nie przyszła. Pewnie zaczęła się jeszcze bardziej tym martwić. Ciekawe ile pieniędzy pożyczyła? Musiałam się dowiedzieć ile tego jest, od początku nie znałam kwoty jaką moja mama musiała wpłacić. Tylko od kogo ja wyciągnę tą informację. Pierwszą osobą która mi przyszła na myśl to był ten towarzysz Simona. Tylko zapomniałam jak on miał na imię. Po paru minutach przemyśleń, przypomniałam sobie to imię: Justin. Może pomyślałam o nim dlatego, że należy do tego gangu i na pewno wie o tej pożyczce, wie ile ta kwota wynosi. Widać też po nim, że nie jest taki jak inni ludzie z mafii. Zastanawiałam się, jakiem cudem on do niej należał. Przecież sam powiedział, że nie lubi jak się bije dziewczyny, a na pewno jakąś tam pobili, to było pewne. W moich oczach był naprawdę spokojnym chłopakiem, musiałam tylko zdobyć do niego kontakt.
                                     ____________________________________________
Cześć misiaczki, przepraszam, że dopiero dzisiaj dodałam rozdział, ale kompletnie nie miałam pomysłu. Nie jest on też taki długi, ale mam nadzieję, że wam się spodoba :)


niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 3

Czułam jak ktoś bije mnie leciutko po twarzy był to anestezjolog, który wybudzał mnie z narkozy. Gdy powoli otwierałam powieki, momentalnie zrobiło mi się strasznie jasno przed oczyma. Moje źrenice zmalały do zera, jakbym próbowała wszystkich narkotyków świata. Zamknęłam oczy i widziałam już tylko ciemność, to było znacznie lepsze dla moich oczu.
- Nie otwieraj teraz powiek. - powiedział lekarz stojący obok mojego łóżka. Musiał mi to teraz mówić, gdy już przekonałam się tego na własnej skórze? Miał szybkie wyczucie czasu. - Możesz teraz czuć małe bóle głowy. - Oznajmił. Świetnie, nic nie widzę jeszcze ma mnie boleć głowa...
Ciągle narzekałam, nawet nie cieszyłam się tym, że będę mogła normalnie żyć. Bez żadnego niepokoju, ale czy na pewno? Do tej pory zastanawiało mnie skąd moja matka miała pieniądze na tak drogą operacje. To pytanie nurtowało mnie przez następne kilka minut. Zostałam przywieziona na sale, na której miałam czekać aż wszystko będzie dobrze po operacji. 

***
 Leżałam na sali w szpitalu już cztery dni. Nic się tutaj nie działo, tylko co chwile przychodził lekarz albo pielęgniarka, żeby zapytać jak się czuje, albo przynieść mi kolejną dawkę leków do połknięcia. Czas tam wlókł się niemiłosiernie długo. Gdy w pewnej chwili usłyszałam jak ktoś łapie za klamkę i otwiera drzwi. Z nadzieją w oczach wpatrywałam się w nie. Myślałam, że może to być moja matka albo Clary, jak na złość myliłam się. Wszedł jakiś chłopak, pomyślałam, że to pomyłka i przyszedł do kogoś innego. Rozejrzałam się po sali i zorientowałam się, że leże tutaj sama. Chłopak pewnym krokiem podszedł do mojego łóżka i złapał mnie za nadgarstek. Ścisnął mocniej mój nadgarstek, aż w pewnym momencie poczułam ból.
- Kim Ty do cholery jesteś? - Spojrzałam się na chłopaka stojącego przy mnie, wydawał mi się bardzo znajomy. Tak to był ten sam chłopak, który mnie zaczepił w parku, ale to nie był Simon tylko to był jego kolega. 
- Spokojnie, nic Ci nie chcę zrobić. Tylko uważaj na swoich najbliższych Simon jest wściekły. Uważaj również na siebie. - Po wypowiedzeniu tych słów chłopak od razu opuścił salę. O co mu chodziło? Jakim prawem Simon ma być wściekły na mnie lub na moich najbliższych? W tym momencie nie liczyło się dla mnie moje zdrowie tylko moi najbliżsi, chciałam aby byli bezpieczni i nic im się nie stało. W mojej głowie, były ciągle jego słowa "Spokojnie, nic Ci nie chcę zrobić. Tylko uważaj na swoich najbliższych Simon jest wściekły. Uważaj również na siebie." 
W pewnej chwili wszedł do sali lekarz, który się mną "opiekował" podczas, gdy nie wyzdrowieje.
- Doktorze, ile jeszcze będę tu musiała być? - Spojrzałam się na niego ze łzami w oczach. Powstrzymywałam się od tego, aby moje łzy nie znalazły się na moich policzkach.
- To zależy od Twojego zdrowia, Panno Rose. - Odparł.
- Czuję się bardzo dobrze, nie mam żadnych bólów głowy. - Przekonywałam lekarza, aby jak najszybciej stąd wyjść i zobaczyć czy nic nie jest mojej matce i Clary.
- Musimy Ci zrobić badania, gdy będą one pozytywne, wtedy będziesz mogła opuścić nasz szpital. - Zarzucił wzrokiem na moją twarz i przyglądał mi się.
- Nie można jakoś tego przyśpieszyć? - Odwróciłam wzrok z jego oczu. Nie chciałam aby widział, że mam łzy w oczach.
- Spokojnie, za chwile masz te badania, właśnie dlatego przyszedłem tutaj aby Ci o tym powiedzieć! - Zaśmiał się cicho pod nosem. Na całe szczęście będę mogła już się stąd wyrwać, nie chciało mi się siedzieć w tym szpitalu. Wszystko było tu takie ponure, kafelki na ścianach były koloru zgniłej zieleni, a kafelki na podłodze były białe. Nie miałam najmniejszej ochoty aby zostać tu jeszcze jeden dzień dłużej. Modliłam się o to aby wyniki wyszły dobrze. Lekarz wziął mnie za rękę i kazał mi usiąść na wózku inwalidzkim. Zawiózł mnie do sali gdzie miałam mieć badania.

 ***

Cholera, znowu wszystko nie tak! Zawsze ja muszę mieć pecha. Badania wyszły negatywnie, okazało się ze mam niedobór czegoś tam w organizmie bla bla bla...Nie chciało mi się już słuchać tych lekarzy. Czułam się bardzo dobrze, nie miałam żadnych zawrotów, ani bóli. Leżałam w łóżku i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, postanowiłam, że pójdę do toalety przemyć twarz i ogólnie się jakoś ogarnąć. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, otworzyłam je i rozejrzałam się po korytarzu. Wszędzie panowała pustka, nikogo nie było, co mnie zdziwiło. Zawsze na takich korytarzach czekają bliscy. Poszłam wzdłuż korytarza i weszłam do drzwi, które były oznaczone naklejką "WC". Podeszłam do lustra, gdzie znajdywały się również umywalki. Schyliłam się i odkręciłam wodę z kranu. Przemyłam twarz i wyprostowałam się. W odbiciu lustra zobaczyłam Simona i tego chłopaka, który był dzisiaj u mnie.
- Cześć księżniczko! - Powiedział to z wielką pewnością siebie i z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Czego wy ode mnie chcecie? - Odwróciłam się w ich stronę, stojąc plecami do lustra. Wpatrywałam się w twarz jego kolegi, wyczytałam z jego miny, że on wcale nie chce tu być i nie chce mi nic robić. A może się myliłam? Może on był takim samym człowiekiem jak Simon?
- Nono twoja mamusia ma u nas niezły dług... - Podszedł do mnie powolnym krokiem. Nawet się nie obejrzałam a dzieliły nas już milimetry.
- Ile zaciągnęła od was tego długu? - Stałam zdezorientowana, gdy w końcu poczułam dotyk dłoni na swoich plecach. Po tym geście Simon'a, przeszedł mnie dreszcz.
- A jak myślisz, ile warte jest twoje życie? - Teraz wszystko zaczęło układać się w całość. Moja matka pożyczyła od nich pieniądze na moja operacje. Tylko po co? Od jakieś mafii. Lepiej już by było wziąć jakiś kredyt. Z moich przemyśleń wyrwał mnie ból. Odwróciłam się do lustra i zauważyłam na moim poliku ślad odciśniętej ręki. On mnie uderzył. Nie mogłam w to uwierzyć, nie wiedziałam, że posunie się tak daleko, aż do tego stopnia żeby uderzyć dziewczynę.
- Simon, zwariowałeś? To jest dziewczyna. - Odezwał się w końcu jego kolega.
- Oh Justin przestań, ona wisi nam pieniądze. - Machnął pobłażliwie ręką i wyszedł. "Justin". Już wiem jak ma na imię jego towarzysz.
Zsunęłam się plecami po ścianie, siadając na zimnej kafelkowej podłodze. Justin podszedł do mnie.
- Nic Ci nie jest? - Spojrzał się na mnie, a ja w tym samym momencie na niego. W jego oczach widziałam troskę, jakby naprawdę przejął się tym co przed chwilą się wydarzyło.
- Serio Cię to obchodzi? Czy ty może też chcesz mnie uderzyć? - Spojrzałam na niego z pobłażliwym wzrokiem.
- Chodź odprowadzę Cię do Twojej sali. - Podał mi rękę, dzięki czemu ułatwił mi wstanie. Objął mnie ręką w talii i prowadził do sali. Weszliśmy do niej i podeszliśmy do mojego łóżka. usiadłam na nim a obok mnie Justin.
- Czemu? - Spojrzałam się na niego.
- Co czemu? - Również się na mnie spojrzał, z zawstydzenia odwróciłam głowę i wlepiłam wzrok w szafeczkę, która stałą przy szpitalnym łóżku.
- Czemu mi pomogłeś?
- Nienawidzę patrzeć jak ktoś bije dziewczynę! - Odparł ze złością w oczach.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, nie wiedziałam czy mam mu dziękować za to co zrobił. Wiedziałam jedno byłam mu wdzięczna, nie wiem sama czy gdyby Justin się nie wtrącił Simon by mnie nie uderzył drugi raz. Bez słowa chłopak wstał i opuścił salę na której się znajdowałam. Wydawał się dosyć przyjemną osobą nie to co Simon. To były całkowite przeciwieństwa. Justin - Troskliwy, miły i opiekuńczy, Simon - Oschły, agresywny i bezczelny. W ogóle do siebie nie pasowali, jako towarzysze, ale jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają.
 ____________________________________
Cześć misie. Tak już na wstępie, wiem, że rozdział jest bardzo krótki ale starałam się, przepraszam nie miałam weny. Następny rozdział będzie w uj długi :)

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 2

Po rozmowie z Clary poczułam na sercu ogromną ulgę. Potrzebowałam rozmowy z kimś komu ufam, żeby poczuć się bezpiecznie. Chciałam poczuć, że dla kogoś choć odrobinę coś znaczę. Uświadomiłam sobie wtedy, jaką mam wspaniałą przyjaciółkę. Lepsza chyba nie mogła mi się przytrafić. Odkąd pamiętam pomagała mi w nawet w najcięższych chwilach, taka jak ta. Zawsze umiała, pomóc, doradzić i przytulić tak jak nikt inny.
- Dziękuję - wyszeptałam jej do ucha i się do niej przytuliłam. Z naszego uścisku wyrwał nas sms, który do mnie doszedł. ,,Uważaj lepiej na matkę'' - tak brzmiała treść tej wiadomości. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy, chciałam wtedy jak najszybciej trafić do domu. Nie obchodziło mnie to, że było po 1 w nocy i, że padał deszcz. Miałam nadzieję, że moja mama jest cała i zdrowa, ale w oczach miałam tylko widok leżącej mamy w szpitalu podłączonej pod kilkanaście różnych kabelków. Od razu mnie to pobudziło, zaczęłam nerwowo zakładać mój sweterek, ale Clary mnie powstrzymała. Nawet zamknęła drzwi, żebym jej nigdzie nie uciekła. W tym momencie nie panowałam już nad emocjami, zaczęłam się rzucać, krzyczeć i płakać jednocześnie.
- Nigdzie nie pójdziesz, jeśli coś by ci się stało po drodze, nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia - oznajmiła mi Clary, wyraźnie było po niej widać, że jest zdenerwowana.
- Nie rozumiesz, że mojej mamie może się coś stać - wydarłam się i jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
- Nie wiesz od kogo ten sms jest, to może być nawet głupia pomyłka- spokojnie mi odpowiedziała, a ja już nic się nie odezwałam. Czułam się okropnie, nie dość, że mnie bolała głowa, to cały czas przed oczami miałam ten okropny obraz.
                                                            ***Z punktu widzenia Clary***

Strasznie się martwiłam o Rose. Dobrze, że od razu usnęła po tym ataku furii. Nawet nie miałam jej za złe tego, że na mnie nakrzyczała. Wiedziałam, że działa pod wpływem emocji. Wiadomość, że może umrzeć, włączyła mi myślenie. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Miałam nadzieję, że zauważy to, że staram się ją pocieszać i pomagać. Wtedy zaczęły mi się przypominać początki naszej przyjaźni. Byłyśmy takie malutkie, zawsze się trzymałyśmy razem. Pamiętałam każdą chwilę spędzoną wspólnie. Uświadomiłam sobie, że ten czas tak szybko minął, a tak się wiele pozmieniało. Rose była chora, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Pozostawało mi tylko być przy niej i ją wspierać. Gdy już usypiałam, przypomniał mi się ten sms. Sama nawet zwątpiłam w swoje słowa, kiedy powiedziałam, że to może być głupia pomyłka. Zaczęłam się martwić o jej mamę bardziej, niż o moją własną rodzicielkę.
                                                                       
 ***Z punktu widzenia Rose***

Rano obudziły mnie promyki słońca, wkradające się przez rolety. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam śpiącą obok mnie Clary. Uśmiechnęłam się lekko i wstałam po telefon, który leżał na drugim końcu pokoju. Z tego co sobie przypomniałam, to w nocy rzuciłam nim o ścianę. Był lekko zniszczony, ale działał. Na zegarku widniała godzina 7:20. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Dobrze, że nikt mnie teraz nie widzi - pomyślałam. Oczy podpuchnięte i czerwone od płaczu i braku snu, rozwalony kucyk na środku głowy i wielkie sińce pod oczami. Chyba nigdy nie wyglądałam gorzej. Weszłam pod zimny prysznic, a później zaczęłam się doprowadzać do porządku. Chciałam już iść do domu, zobaczyć czy z mamą wszystko dobrze. W trakcie moich przemyśleń, usłyszałam głosy dochodzące z pokoju, w którym spałam. Gdy wyszłam z łazienki, zobaczyłam Clary stojącą na środku pokoju.
- Zapewne chcesz iść jak najszybciej do domu - usłyszałam.
- Jak ty mnie dobrze znasz - podeszłam do niej i przytuliłam ją. To prawda, Clary zawsze zgadywała o czym w danej chwili myślę. Jakby czytała mi w myślach.
Po kilkunastu minutach byłyśmy już na zewnątrz. Świeciło słońce, a wszędzie były małe kałuże po wieczornym deszczu. W powietrzu, które było świeże było czuć charakterystyczny zapach po deszczu. Wiał też lekki, przyjemny wiatr. W drodze do mojego domu, nie odzywałyśmy się za dużo, bardzo byłam przejęta
tym co tam zastanę. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, nawet przygotowywałam się na najgorsze. Przed moim domem wzięłam głęboki oddech, a Clary złapała mnie za rękę i ją mocno ścisnęła. Włożyłam kluczyk do drzwi, ale okazało się, że są otwarte. Pomyślałam, że pewnie już ktoś tam jest. Serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce zaczęły drżeć. Przeszłam przez przedpokój i słyszałam odgłosy dobiegające z kuchni.
Gdy weszłam do kuchni, od razu do oczy napłynęły mi łzy szczęścia. Stała tam moja mama, jak co rano przygotowując śniadanie. Od razu do niej podbiegłam i ją przytuliłam, a z oczu poleciało mi kilka łez, których na szczęście nie wiedziała ani mama, ani Clary. Przypomniały mi się wtedy słowa mojej przyjaciółki: ,,nie wiesz od kogo ten sms jest, to może być nawet głupia pomyłka''. Może rzeczywiście to była pomyłka?
- Tak myślałam, że byłaś u Clary - uśmiechnęła sie do mnie mama i zaraz dodała:
- I muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć.
Zaczęłam sie zastanawiać co jest tak bardzo ważnego, przecież i tak zostały mi góra dwa tygodnie życia.
Poszłyśmy z Clary do salonu i tam czekałyśmy na moją mamę. Chwilę później przyszła uśmiechnięta od ucha do ucha. Zdziwiło mnie, musiała to być jakaś bardzo optymistyczna wiadomość.
- No co chcesz mi powiedzieć takiego bardzo ważnego, ważniejszego od mojego życia - powiedziałam oschle, bo sama myśl o chorobie mnie dołowała.
- Właściwie to chodzi o twoje życie - uśmiechnęła się do mnie.
- Jak to? - zapytałam, moje zdziwienie było tak ogromne,że nawet nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
- Wszystko jest już załatwione, za tydzień będziesz miała przeszczep.
- Ale skąd miałaś na to tyle pieniędzy? Niedawno nawet nie miałaś jak opłacić mojego leczenia i wszystkich leków -  oznajmiłam jej.
- To już jest nieważne, ważne jest to, że będziesz żyć - podeszła do mnie z lekkim uśmiechem na twarzy i mnie przytuliła.
- Będziesz żyć! - krzyknęła nagle Clary, przytulając się do mnie jak moja mama.
Na zewnątrz się cieszyłam, udawałam szczęśliwą, ale w środku czułam niepokój. Nie wiem czego się bałam, może samej operacji, a może tego, czemu moja mama nie chce mi powiedzieć skąd ma pieniądze. To wszystko było podejrzane. Przypomniał mi się wtedy ten mężczyzna, który powiedział, żebym uważała na matkę. W nocy o nim kompletnie zapomniałam. Sms, jakiś mężczyzna, już nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. Zamiast się cieszyć, że będę żyć, zawracałam sobie głowę, tak naprawdę czymś co mogło okazać się tylko wymysłem mojej wyobraźni. Poszłam do mojego pokoju i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Jednak po dwóch godzinach przebudziłam się cała spocona. Oddech miałam przyśpieszony, a serce biło mi trochę szybciej niż zwykle. Moja mama i Clary nie mogły skończyć tak jak w tym śnie, nie mogły zostać brutalnie pobite i wywiezione do lasu. Nie wiem czemu, ale po tym śnie miałam coraz gorsze przeczucia, że coś w najbliższym czasie się stanie.
Przez następne dni starałam się żyć i funkcjonować normalnie, chociaż moja choroba często dawała mi się we znaki. Momentami bolała mnie okropnie głowa, nie mogłam nawet słuchać najcichszych dźwięków, nawet one sprawiały, że czułam jakby ktoś mi przystawił do ucha ogromny bęben i zaczął o niego walić z całych sił. W takich chwilach byłam kompletnie nieobecna. Nie wiedziałam co się dzieje i miałam tylko mroczki przed oczami, przez które nic nie widziałam. Czasami pobolewało mnie też serce, ale nie tak mocno jak głowa. W takich momentach musiałam się tylko położyć i odpocząć. Mama i Clary przez ten cały tydzień przed operacją, wspierały mnie i mówiły, że wszystko będzie dobrze. Choć ich słowa dodawały mi otuchy i tak miałam obawy przed tą operacją. Często miałam wrażenie, że coś nie wyjdzie i umrę na miejscu, bez żadnego ratunku. Myślałam też, że nie wybudzę się z narkozy. Tysiące takich myśli, rodziło we mnie coraz większe obawy. Starałam się o tym nie myśleć, ale to było ode mnie silniejsze, szczególnie wieczorami, przed snem, kiedy byłam sam na sam z moimi myślami. Przez te dni prawie w ogóle nie spałam, a jak usnęłam to moje myśli, stawały się snami. Każdy sen był inny, ale każdy kończył się źle. Budziłam się wtedy cała mokra i wystraszona. Na szczęście w dzień zapominałam o wszystkim. Chodziłam jak normalna dziewczyna na zakupy, na spacery z Clary i znajomymi. Chciałam tylko zająć sobie czymś myśli, żeby się nimi nie zadręczać. Te dni przeleciały mi jak przez palce, i nadszedł dzień, w którym miałam się stawić w szpitalu. Było to dzień przed operacją. Gdy jechałam do szpitala ręce mi się trzęsły jak oszalałe, nie mogłam nad nimi zapanować. Oczy przemęczone brakiem snu, wyglądały jeszcze gorzej niż zwykle. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, na każde pytanie, odpowiadałam krótko i oschle. Przed budynkiem szpitala, stwierdziłam, że jeszcze nie chcę tam wchodzić i poszłam na spacer. Nie chciałam z nikim iść, chciałam poukładać sobie wszystkie myśli, więc oznajmiłam mamie i Clary, żeby na mnie chwilę poczekały w szpitalu. Udałam się do pobliskiego parku, nikogo tam nie było, może dlatego, że padał deszcz i wszędzie było mokro i ponuro. Szłam powoli, a po moich rozpuszczonych włosach spływały powoli krople deszczu. W uszach miałam słuchawki, więc nic poza muzyką nie słyszałam. Byłam tylko ja, muzyka i moje własne myśli. Błądziłam po parku, cała mokra, w za dużej bluzie z kapturem i myślałam o tym co się jutro stanie. Zdawałam sobie sprawę, że ta operacja może uratować mi życie, ale cholernie się jej bałam. Czułam, jakby strach zżerał mnie od środka. Gdy deszcz zaczął coraz bardziej padać, wróciłam do szpitala - miejsca, które mnie przerażało. Czekała tam na mnie mama z Clary. Wszystkie poszłyśmy na moją salę, gdzie miałam czekać na jutrzejszą operację. Wieczorem moja mama gdzieś wyszła nawet, nie wiem gdzie. Zostałam tylko z moją przyjaciółką.
- Strasznie się boję tej operacji - oznajmiłam.
- Nie dziwię ci się, ja sama strasznie się o ciebie boję - powiedziała Clary, przytulając się do mnie.
Gdy już usypiałam, przyjaciółka wyszeptała mi do ucha:
- Wszystko będzie dobrze, nawet nie myśl, że coś nie wyjdzie.
Rano, przewieźli mnie na salę operacyjną i dali narkozę. Traciłam świadomość co się wokół dzieje i wszystko zaczęło się rozmazywać. Chwilę później zaczęły mi się powoli zamykać powieki...

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 1

Mój stan zdrowia z dnia na dzień się pogarszał. Lekarze mówią, że bez przeszczepu zostało mi kilka tygodni, może dni a, może nawet godzin. Wszystko było jedną wielką niewiadomą. Moja mama bardzo się starała zebrać całą sumę pieniędzy na operację, lecz brak funduszów na jej koncie bankowym
uniemożliwiało jej to.
 ***
Późnym wieczorem siedziałam w pokoju na piętrze i zamartwiałam się swoim zdrowiem, nigdy nie byłam pewną siebie dziewczyną i wszystkim zawsze się martwiłam. Wstałam z zimnej podłogi i podeszłam do okna. Okrągły księżyc oświetlał prawie cały mój pokój. Wyjrzałam przez okno i wpatrywałam się na tłok ludzi na ulicy. Nie spodziewałam się, że o tej godzinie na zewnątrz będzie jakaś żywa dusza. Znudzona widokiem, odwróciłam się i w wejściu do pokoju zauważyłam moją matkę.
- Mamo co się stało? - Podeszłam do kobiety, gdy ją dotknęłam była cała mokra. - Czemu jesteś mokra? - Dopytywałam czekając na jakąś reakcje lub odpowiedź ze strony matki.
- Przepraszam Cię córeczko - Kobieta wybuchła płaczem i położyła głowę na moim ramieniu. Stałam zdezorientowana, nie wiedziałam o co jej chodzi
- Co się dzieje? - wybełkotałam te słowa ciszej niż poprzednie zdanie. Złapałam matkę za ramiona i odchyliłam się od niej. Spojrzałam na jej twarz, oczy miała całe czerwone i spuchnięte od płaczu. - Wytłumaczysz mi w końcu? - spojrzałam na nią. Nie mogłam nic wyczytać z jej wyrazu  twarzy. Bardzo chciałam wiedzieć co spowodowało taką reakcję u mojej rodzicielki.
- Wiem, że Cię zawiodłam. Bardzo chciałam, abyś miała jak najlepiej, zawsze się starałam, ale teraz mi to nie wyszło. - Wyszła z mojego pokoju i wzrokiem odprowadziłam ją do jej sypialni. Szybko poszłam za nią, ponieważ chciałam się dokładniej dowiedzieć o co chodzi. Weszłam do jej pokoju i zauważyłam swą matkę leżącą na łóżku. Twarz miała zasłoniętą dłońmi, tak jakby się wstydziła łez. Usiadłam na łóżku koło niej.
- Mamo, pamiętaj Ty mnie nigdy nie zawiodłaś, zawszę będziesz dla mnie najważniejsza, zawsze będziesz dla mnie wzorem do naśladowania. Jesteś wspaniałą osobą. - Wypowiedziałam te słowa, aby trochę pocieszyć swoją rodzicielkę. Oczywiście te słowa płynęły z głębi mojego serca, nie
były mówione od tak. - Ale może teraz mi powiesz co się takiego stało? - Spojrzałam na nią, a ona momentalnie ściągnęła dłonie z twarzy i usiadła obok mnie. Złapała swoją ręką moją rękę.
- Powiedz mi kochanie, że jeżeli Tobie to teraz powiem, będziesz mnie nadal kochać. - Kobieta spojrzała się na mnie czekając na moją reakcję.
- Oczywiście, że tak. - Po wypowiedzeniu tych słów, ze zdenerwowania przełknęłam głośno ślinę.
- Zostały Ci dwa tygodnie życia, jeżeli nie będziesz miała tego przeszczepu. - Matka znowu się położyła, tym razem na brzuchu a głowę schowała w poduszkę i zaczęła płakać. A ja co? No a ja wstałam z jej łóżka i wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na podłodze w kącie, opierając plecy o komodę. "To oznaczało, że niedługo mogę umrzeć" Pomyślałam. Wybuchłam płaczem i odruchowo schowałam twarz w dłonie i skuliłam się. Płakałam przez dobre 5 minut. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Postanowiłam się przejść, aby złapać świeże powietrze i jakoś sobie to poukładać. Wstałam z nagrzanej już od mojego siedzenia podłogi i weszłam do łazienki. Stanęłam przed umywalką nad którą wisiało lustro. Spojrzałam się w odbicie i wyglądałam bardzo źle. Spuchnięte i czerwone oczy od płaczu, wychodzące pojedyncze włoski z warkoczyka. Dokładnie przemyłam twarz wodą. Sięgnęłam ręcznik z łazienkowej szafeczki i przetarłam buzie. Rozpuściłam warkoczyk i przeczesałam włosy. Ostatni raz spojrzałam się w lusterko, teraz wyglądałam znośnie. Byłam bez makijażu i w rozpuszczonych włosach. Wyszłam z łazienki i szybkim krokiem zeszłam ze schodów. Rozejrzałam się po salonie, wszędzie panowała cisza i mrok. Podeszłam do wejściowych drzwi i wzięłam płaszcz z wieszaka obok. Przekręciłam kluczyk w drzwiach co sprawiło, że były one już otwarte. Pociągnęłam za klamkę. Wychodząc z domu uderzyła mnie fala zimna, po czym od razu  przeszedł mnie dreszcz i miałam gęsią skórkę. Założyłam płaszcz, w którym się ogrzałam i po kilku minutach gęsia skórka znikła. Spojrzałam się przed siebie wszędzie było ciemno, tylko pojedyncze latarnie oświetlały kawałek chodnika. Czułam bezmyślny strach i obawę, mimo tego postanowiłam się przejść. Ruszyłam przed siebie, w stronę parku. Wszędzie panowała cisza, było to bardzo zastanawiające, gdyż przed chwila było tu mnóstwo ludzi. Gdy szłam było tylko słychać obijające się moje małe obcasy o chodnik. Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła było mnóstwo drzew, nawet nie zauważyłam kiedy postawiłam pierwszy krok w parku. Szłam dalej, ale w pewnej chwili usłyszałam znowu parę butów obijających się o chodnik, to już nie były moje buty. Znacznie przyśpieszyłam tempo. Czułam strach, bałam się, że ten ktoś może mi coś zrobić. Wystraszyłam się nie na żarty. W pewnym momencie się odwróciłam i już ich nie było, trochę się uspokoiłam. Odwróciłam głowę przed siebie i momentalnie się zatrzymałam, zobaczyłam dwie postacie przede mną, gdy lepiej się przyjrzałam byli to dwaj mężczyźni.
- Czemu chodzisz o tak późnej porze sama? - Jeden z nich się odezwał a mnie przeszedł dreszcz. Powiedział to z wielka pewnością siebie. A moja pewność siebie zmalała do zera.
- Odczep się - Chciałam to powiedzieć najpewniej jak umiałam, ale nie wyszło mi. Strach który z sekundy na sekundę rosnął robił swoje.
- Nie musisz się mnie bać, jestem Simon - Przyjrzałam mu się lepiej, był to bardzo wysoki chłopak, przez co jeszcze bardziej się wystraszyłam. - Odejdź Juss - Simon powiedział to do tego drugiego chłopaka. Po tych słowach chłopak szybko zniknął w mgle. Zaczęłam stawiać małe kroki do tyłu odsuwając się od niego, gdy nagle zatrzymało mnie drzewo. Simon do mnie podszedł, nawet się nie zorientowałam a dzieliły nas już tylko milimetry.
- Czego ode mnie chcesz? - Spojrzałam się na niego szklistymi oczami.
- Mówiłem Ci już, nic Tobie nie zrobię - zaśmiał się chytrze, a po chwili przestał i jego kąciki warg uniosły się leciutko. Zaniemówiłam, nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Tysiące myśli miałam w głowie. Bardzo się bałam, nie wiedziałam co mam robić.
- Następnym razem kochanie uważaj na matkę - Zaśmiał się i odszedł. Nie wiedziałam o co mu chodziło, co mam teraz robić. Zastanawiałam się czy nie pójść do domu i nie powiedzieć o tym mojej matce. Na chwilę obecną nie wiedziałam co mam robić. Zjechałam na dół plecami po korze drzewa co sprawiło ze ukucnęłam. Nie chciałam wracać do domu, nie miałam na to najmniejszej ochoty, to ostatnia rzecz jaką bym teraz zrobiła. Postanowiłam, że pójdę co Clary. Wstałam i odeszłam od drzewa. Poprawiłam swój płaszcz i zapięłam go. Rozejrzałam się dookoła, aby upewnić się czy ich już na pewno nie ma. Nie było ich, więc mogłam spokojnie iść do mojej przyjaciółki. Panowała głucha cisza, postanowiłam posłuchać muzyki
Wyjęłam telefon i słuchawki z kieszeni. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam pierwszą lepszą piosenkę. Idąc zimny wiatr obijał się o moją twarz, co było nawet przyjemne. Po 20 minutach drogi w końcu doszłam do domu mojej przyjaciółki. Całe szczęście, że nikogo nie spotkałam. Weszłam po schodkach na taras Clary. Wyciągnęłam rękę z kieszeni płaszczu i zapukałam do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt mi nie otwierał
ale się nie dziwiłam, była pierwsza nad ranem. Po pięciu minutach stania i marznięcia na tarasie dziewczyny, ktoś mi otworzył. W framudze drzwi zobaczyłam zaspaną Clary.
- Co ty tu robisz o tej godzinie? - Przetarła oczy a po chwili ziewnęła.
- Mogę wejść? - wypowiedziałam te słowa cicho, ale dziewczyna je usłyszała bo od razu uchyliła mi drzwi. Weszłam razem z Clary do środka jej domu.
- Wytłumaczysz mi po co tutaj jesteś o tej godzinie? - Dziewczyna zaspanymi oczami spojrzała się na mnie z niedowierzaniem.
- Bardzo długa historia - Odparłam w tej samej chwili wchodząc do salonu i siadając na kanapie.
Dziewczyna wyszła z salonu, spojrzałam się na nią i odprowadziłam ją wzrokiem do kuchni. Po chwili przyszła z dwiema szklankami, wypełnionymi wodą. Jedną szklankę wzięłam od niej i upiłam łyka. Odstawiłam ją na szklany stolik, przez co rozszedł się po pokoju charakterystyczny
dźwięk. Nagle usłyszałam jakby ktoś schodził ze schodów, po moim dzisiejszym przeżyciu się nieco wystraszyłam. Clary stała jak gdyby nic nie słyszała. Ze schodów zszedł jej starszy brat.
- Czemu nie śpisz Clary? - Spojrzał się na moją przyjaciółkę, podszedł do niej i zauważył mnie. - Co ty tutaj robisz o tej porze? - Ciągle zadawał pytania.
- Spokojnie. - Powiedziała Clary siadając obok mnie. - Matthew możesz już iść, a ty Rose opowiedz mi co się stało. - Natarczywie próbowała wydusić ze mnie jakieś słowo, aż w końcu uległam i postanowiłam jej opowiedzieć co mi się dzisiaj przytrafiło.
- No to tak...Dowiedziałam się, że najprawdopodobniej za dwa tygodnie mogę umrzeć. - Mówiłam ze łzami w oczach.
- Co? Jak to? Boże Rose, przecież to nie może być prawda. - Przerwała mi.
- Może...I jeszcze przed chwilą spotkałam kogoś i on mi powiedział, żebym lepiej uważała na swoją matkę. Nie wiem o co mu chodziło. - mrugnęłam oczami przez co spłynęły mi łzy, które się wcześniej kumulowały.
- Słońce, będzie dobrze musisz w to wierzyć. - Przybliżyła się do mnie i przytuliła. Teraz czułam takie ciepło, troskę, której dawno nie zaznałam. Przez ostatnie dni byłam bardzo samotna dziewczyną, nikomu nic nie mówiłam nawet Clary. Sporo się zbierałam na to aby jej o tym wszystkim powiedzieć. Czułam teraz na sercu ulgę.

________________________________________
Wiem, że rozdział jest dosyć krótki, ale nie mogę wam wyjawić wszystkiego w 1 rozdziale haha.
 Następne będą o wiele, wiele dłuższe.