sobota, 31 maja 2014

WAŻNE!

czesc misie ja i klaudia nie bedziemy dalej prowadzic tego bloga juz nikt nie bedzie go pisal poniewaz komentarzy i wyswietlen jest coraz mniej co nam sie wcale nie podoba :(

ale ja bede pisala ff  Jai'u Brooks'ie (cos w stylu totga jezeli ktos czyta to wie) jak bedzie juz stworzony blog to wam podesle tutaj linka :)

a i rowniez zapraszamy na bloga naszej kolezanki ktora pisze ff o Justinie :) + jest rowniez zwiastun ktory jest serio piekny :)

http://person-who-changed-my-life.blogspot.com/




wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 8

Czemu on musi to mi to robić? Czemu nie może sobie odpuścić, tylko wykorzystuje to, że jest nieziemsko przystojny. Znowu dałam się pocałować. Niby się go bałam, ale jak mnie całował to go nie odepchnęłam. Już sama nie wiedziałam co mam robić. Siedząc skulona na kanapie, patrząc na niego jak leży i ogląda telewizję, myślałam nad wszystkim i nad niczym. Miałam w głowie tysiące myśli, ale każda z nich wydawała mi się głupia. Nie dość, że zadręczały mnie myśli, to musiałam się "męczyć" z jego perfekcyjnym wyglądem. Chciałam go nienawidzić z całej siły, ale nie mogłam. W Justinie było coś, czemu nie mogłam odmówić. Coś czego nigdy przedtem nie czułam. Strasznie dziwne było to uczucie. Nie zastanawiałam się już nad tym dłużej. Byłam strasznie śpiąca i chociaż to była ciepła noc, było mi zimno. Justin od tego pocałunku już się mną nie przejął, leżał tylko na kanapie i oglądał telewizję. Ja zaś siedziałam na końcu kanapy i tylko mu się przyglądałam i tak na mnie nie patrzył, więc co mi szkodziło. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.

Byłam sama w ciemnym pomieszczeniu. Nic tam nie było, oprócz małego okienka, który znajdowało się za mną i krzesła, do którego byłam przywiązana. Rozglądałam się po pomieszczeniu i jedyne co widziałam to szare ściany i stalowe drzwi, które były przede mną. Chciałam krzyczeć, wyrywać się, ale nie mogłam. Coś mnie blokowało. Zaczęłam lekko wyjmować moją rękę spod sznura, ale nie wychodziło mi to. "Nawet nie próbuj" usłyszałam głos, ale nie wiem skąd. Do oczu podeszły mi łzy. "Chyba nie chcesz skończyć jak matka, prawda?" ponownie rozległ się głoś po pomieszczeniu. Teraz już byłam pewna, że to Simon. "Simon?" zapytałam pewnie, ale nikt mi nie odpowiedział, kiedy chciałam ponownie się zapytać, usłyszałam głośny, szyderczy śmiech. Strach obleciał mnie po całym ciele. Rozglądałam się po całym pomieszczeniu. Na chwilę odwróciłam głowę w tył, patrząc na małe okienko za mną. Poczułam oddech na mojej szyi. Gdy przekręciłam głowę, zobaczyłam Justina, który trzymał nóż przy gardle Clary. Był zupełnie inny, w jego oczach było widać nienawiść. 
 - Jak tylko ruszysz się z tego krzesła, zginiesz razem z Clary, jak nie, tylko twoja przyjaciółka pożegna się ze swoim życiem - powiedział twardo Justin, a ja byłam kompletnie skołowana, nie wiedziałam do końca co się dzieje. Czyli czego nie zrobię to Clary i tak może zginąć. Jednak coś we mnie pękło, kiedy zobaczyłam jak Justin, robi cieniutką kreskę, na szyi dziewczyny, leciała tylko z niej ciurkiem krew, ale jej jeszcze nic nie było. Kiedy się podniosłam z krzesła i chciałam do nich podbiec, Justin jednym ruchem poderżnął gardło Clary. Gdy upadła na ziemię, od razu spojrzał na mnie i zaczął iść w moim kierunku. 
- Nie masz już ze mną szans - powiedział ostro Justin. 

Obudziłam się z krzykiem. Byłam potwornie spocona i rozglądałam się rozpaczliwie po pokoju. Obudziłam nawet Justina, który usunął przed telewizorem. Widział łzy w moich oczach, a cały czas miałam ten cholerny obraz w mojej glowie. Gdy do mnie podszedł, lekko poskoczyłam. Szczerze, po tym śnie, zaczęłam się go bardziej bać, nawet sama nie wiem czemu. Chciałam uciec od niego i przytulić się do kogoś, kto zapewni mi spokój i bezpieczeństwo. Usiadł koło mnie i mnie przytulił, ale ja nadal nie byłam przekonana do niego.
- Nie bój się, to tylko zły sen, wszystko będzie dobrze. - powiedział szeptem do mojego ucha, a ja w tym momencie uległam i przytuliłam się do jego klatki piersiowej i zaczęłam płakać. Musiałam to w końcu zrobić, chciałam z siebie wszystko wyrzucić. W ostatnim czasie bardzo często płakałam i było to bardzo głupie uczucie. Nie lubiłam płakać przy kimś wolałam sama, w kącie, gdzie nikt mnie nie widzi.
-Miejmy nadzieje.- wymamrotałam pod nosem jak najciszej aby chłopak tego nie usłyszał. Po tym co powiedziałam Justin już nic nie powiedział, widocznie tego nie usłyszał, nawet się z tego ucieszyłam.
Przytulał mnie tylko, głaszcząc moje włosy. Nie powiem, było to miłe uczucie. Już dawno nie czułam takiego ciepła z kogoś strony. Sama bawiłam się jego sznurkiem od bluzy.
- Justin? - zapytałam po kilkunastu minutach, bo już trochę miałam dość siedzenia w ciszy
- Tak kochanie? - zapytał się czule, a ja nie mogłam uwierzyć w to co do mnie powiedział. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam, bo przez głowę cały czas przechodziło mi to słowo ''kochanie''.
- Rose? - zapytał się Justin, a ja dopiero wtedy się ocknęłam.
- Aaa Simon może nas tu znaleźć?
- Sam nie wiem, nie pamiętam czy kiedykolwiek pokazywałem mu to miejsce, jeśli mu nie pokazywałem, to jeśli by nas znalazł, to musiałby mieć naprawdę dobre wtyki. Nie spodziewam się go przez najbliższy tydzień. Nie chcę go tu widzieć.
W tej chwili na myśl nasunęło mi się jedno pytanie. Jak on właściwe poznał Simona i jak znalazł się w tej całej mafii. Po kilku minutach zadałam ponowne pytanie:
- Jak właściwie poznałeś Simona?
Justin na mnie popatrzył i ciężko wydał z siebie ciężki wydech.
- Nie wiem czy chcesz to wiedzieć.
Pomyślałam, co w tym może być takiego strasznego. Chyba nie znalazł się tam przez przypadek.
- Tak, chcę to wiedzieć - powiedziałam, a Justin zaczął mówić:
- Więc kiedy miałem 16 lat moi rodzice zginęli, w katastrofie lotniczej. Akurat wracali z jakieś delegacji. Ja razem z dwójką mojego rodzeństwa, byłem w domu razem z dziadkami. Kiedy się o tym dowiedziałem, nie wiem co we mnie strzeliło, ale nie mogłem sobie poradzić. Dobrze się dogadywałem z rodzicami, a wtedy cholernie mi ich brakowało. Pamiętam jak po pogrzebie rzuciłem szkołę i uciekłem z domu. Wtedy już zacząłem trochę pić i palić. To stało się dla mnie taką odskocznią od rzeczywistości. Nie myślałem wtedy o tym, że ich przy mnie nigdy już nie będzie. Powoli zacząłem tracić przyjaciół, którzy zawsze ze mną gdzieś wyszli, a w trudnych chwilach pomagali. Zacząłem po prostu ich olewać, nic mnie już nie obchodziło. Dziadkowie, rodzeństwo, przyjaciele, szkoła, kompletnie nic. Później upijałem się na imprezach, całowałem się i pieprzyłem z przypadkowymi laskami. Na którejś z imprez poznałem Simona, nie miałem wtedy już pieniędzy na jakieś papierosy czy alkohol. Zaczął mi dawać pieniądze na to wszystko, a po pewnym czasie dowiedziałem się co on tak naprawdę robi, że starczy mu na wszystko.  Podobało mi się to, nic nie robiłeś, a miałeś pieniądze. I tak tam trafiłem, potem widziałam już kilka zabójstw, z początku przerażało mnie to. Myślałem w co ja się wpakowałem, ale później do tego widoku przywykłem. Ludzie nie oddawali pieniędzy to byli zabijani albo porywani, taki już był ich los. Ja akurat robiłem tam za takiego pionka, wynieś, przynieś, pozamiataj. Dopiero później zacząłem chodzić z Simonem, załatwiać jakieś sprawy. Czułem się jakoś wyróżniony. Byłem tam najmłodszy, bo miałem zaledwie 17 lat, a już na swojej skórze przekonałem się, jaka jest rzeczywistość. Okrutna i bez taryfy ulgowej. Trochę nasza grupka zastępowała mi rodzinę. Dwa lata później zaczęło się trochę między nami psuć, może dlatego, że zacząłem po prostu mieć własne zdanie. O byle co się kłóciliśmy potem powoli zaczynałem chcieć stamtąd odejść, miałem dość takiego życia. A teraz jestem, tu gdzie jestem, razem z tobą.
- A co teraz się dzieje z twoimi dziadkami, rodzeństwem? - zadałam ostatnie pytanie, nie chciałam już go męczyć, w końcu był środek nocy, a my siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
- Sam nie wiem, nawet nie wiem gdzie oni teraz mieszkają, po tym jak uciekłem, szukali mnie przez pewien okres czasu, później dowiedzieli się, że siedzę w mafii, wtedy nie chcieli mieć już ze mną nic wspólnego. Gdzieś się wyprowadzili, pewnie teraz uważają mnie za jakiegoś mordercę, chociaż nim nie jestem. Ćpunem mogli by mnie nazwać, ale nie mordercą, do tego nigdy bym się nie posunął - odpowiedział mi Justin, po czym wyszedł na taras bez słowa. Widocznie już miał dość opowiadania, z resztą sama mu się nie dziwie.
Nie mogłam uwierzyć, że on już tyle przeszedł. Sama nie wiedziałam czy mam mu współczuć, czy mam go się bać, ale sam wyraźnie powiedział, że chciał stamtąd odejść. Później przez resztę nocy nie mogłam zasnąć, wpatrywałam się raz w telewizor, w którym praktycznie nic nie leciało, a raz zerkałam na Justina przez okno, bo cały czas siedział na tarasie i wpatrywał się w jeden punkt. Zaczęłam się coraz bardziej do niego przekonywać, zaczęłam pokonywać mój lęk, który się zawsze we mnie budził, kiedy go widziałam.
-Justin!- Powiedziałam i wyszłam na taras, gdzie stał chłopak. Od razu uderzyła mnie fala zimnego powietrza, przez co przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz po całym ciele. Podeszłam do chłopaka i położyłam delikatnie dłoń na jego ramieniu.
-Tak?- Odwrócił się w moją stronę, opierając się plecami o barierkę.
-Um, chciałam Cię przeprosić za to co dzisiaj mówiłam.- Justin przez pierwsze kilka minut nic nie mówił. Podszedł do mnie bliżej tak, że dzieliły nas już tylko milimetry. Odległość między nami zrobiła się dla mnie niekomfortowa, więc postanowiłam się trochę od niego odsunąć. Odeszłam jeden krok dalej od chłopaka. Justin spojrzał się na mnie przelotnym wzrokiem i znowu podszedł do barierki.
-Nic się nie stało.- Wymamrotał to zdanie, ale tak abym mogła je wyraźnie zrozumieć i usłyszeć. Podeszłam do barierki i położyłam na niej dłonie. Nasze ramiona stykały, przez co czułam niekiedy ciepło.
-Właśnie, że się stało, zachowałam się jak zołza. W ogóle co ja sobie myślałam, że się we mnie zakochasz lub takie tam, jestem głupia.- Odpowiedziałam ostatnie zdanie trochę głośniej, niż zamierzałam.
-Ale ja cie kocham!- Po pewnej chwili powiedział Justina, a ja stałam jak wryta. Moje usta lekko się uchyliły z wrażenia. Nie mogłam w to uwierzyć, że ten chłopak, który stoi koło mnie, się we mnie zakochał.
Mogłam sobie pomyśleć, że on jest z jakiegoś tam gangu, mafii nazywajcie to jak chcecie, ale ja znałam jego drugie oblicze. Znałam jego delikatność i czułość. Chciałam aby ludzie widzieli Justina tak jak ja go widzę.
                                           _____________________________________
No i rozdział napisany, może nie jest super długi, ale zawsze coś. Przepraszam, że rzadko coś dodajemy, ale teraz nie mamy za dużo czasu na to. Dodałam także zakładkę informowani, więc jeśli chcecie być informowane, zajrzycie tam.
Do następnego rozdziału misie. 

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 7

Nie wiem co wstąpiło w Justina, przez te kilka dni taki nie był. Wcześniej był kochany, pomocny i miły, a teraz zachował się jak skończony dupek. Wstałam z podłogi łapiąc się za kręgosłup jakby to miało pomóc mi z bólem. Justin serio bardzo mocno mnie popchnął, bo nigdy nie czułam się tak cholernie obolała. Usiadłam na łóżku, rozmyślając nad tym gdzie mógł pójść Justin. Pewnie wróci za kilka godzin z podbitym okiem. Rozejrzałam się po łóżku i zauważyłam telefon chłopaka. Przypomniałam sobie, że Justin wcześniej dostał sms'a, a że ja byłam ciekawska to musiałam go przeczytać. Wzięłam do ręki telefon i weszłam w aplikacje "wiadomości". Od razu w moje oczy rzucił się nadawca pod nazwą "Lily". Bez zastanowienia weszłam w sms'a od tej autorki. Moim oczom ukazała się wiadomość o treści "Jeżeli będziesz miał czas to przyjdź do mnie. Przygotowałam coś dla nas". Czyżby to była dziewczyna Justina? A może kolejna naiwna idiotka jak ja, która się nabrała na jego piękne brązowe oczy i niesamowity uśmiech?
Już się nie musiałam zamartwiać gdzie poszedł, bo był zapewne u niej. Postanowiłam zaczekać na niego w pokoju.
*2 godziny później*

Siedziałam przy oknie, patrząc się na ludzi i jeżdżące samochody, z resztą to była chyba najlepsza rozrywka jaką mogłam sobie tutaj zapewnić. W pewnym momencie usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi. Natychmiastowo spojrzałam się w tamtym kierunku. Przed moimi oczami stał Justin z opuszczoną głową.
-Rose, ja Cię ba...- Nie dokończył bo zaczęłam mówić.
-"Rose ja cię bardzo przepraszam"- Zadrwiłam z niego.- Przepraszasz mnie? Za co? Za to, że masz dziewczynę i mi o tym nie powiedziałeś? A może przepraszasz mnie za to jak mnie potraktowałeś? Wybieraj. - Oparłam rękę na biodrze i czekałam na reakcje chłopaka. Nie wiedział co powiedzieć. Stał jak zamurowany.
-Skąd wiesz o...-Znowu nie dałam mu skończyć zdania.
-O Lily? Mogłeś nie zostawiać telefonu na łóżku przed tym jak mnie potraktowałeś.- Uśmiechnęłam się sarkastycznym uśmiechem. Patrzyłam w jego oczy, z jego miny mogłam wyczytać zdziwienie. Ale przez co był zdziwiony? Przecież prawda i tak by wyszła na jaw.
-Z Lily jest wszystko skończone. Ja jej nawet nie kocham.- Uniósł ku górze jedną brew patrząc się na mnie.
-Aha. Czyli od tak sobie zostawiasz dziewczyny?- Odeszłam od okna. Spojrzałam się na niego i powolnym krokiem podeszłam do chłopaka. Patrzyłam mu się ciągle w oczy.
-Zostawiłem ją, bo kocham inną dziewczynę.- Chciał złapać mnie w talii, ale ja odeszłam od niego i usiadłam na rogu łóżka. 
-Jaką? Pewnie kolejną, którą i tak później zostawisz.- Zaśmiałam się sarkastycznie.
Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok mnie. 
-Nie, kocham Ciebie!- Złapał moje dłonie, ale ja mu je wyrwałam. Nie chciałam tego aby się we mnie zakochał. 
-Jak to? Znamy się tylko kilka dni.- Prychnęłam z niedowierzaniem. Jak on mógł mnie kochać? Znamy się dopiero kilka dni i on to nazywa miłością? On zapewne nie wie co oznacza miłość. Miłość do drugiej przejawia się po czasie, po razem spędzonych nocach, dniach, a ja z nim spędziłam kilka dni, tylko dlatego bo uciekałam przed Simon'em.
-Tyle mi wystarczy.- Chłopak przysunął się bliżej mnie. Nie mogłam tego wytrzymać. Po prostu nie mogłam. Coś we mnie pękło. Wstałam z łóżka i zarzuciłam ostatnie spojrzenie na Justina. Chwyciłam za klamkę i już chciałam otwierać drzwi, gdy usłyszałam głos Justina za sobą.
-Masz nigdzie nie wychodzić!- Powiedział stanowczym tonem.
-Niczego mi nie zabronisz!- Krzyknęłam. Miałam już dość tego, że traktował mnie jak dziecko. Niektórzy by to pewnie nazwali opiekuńczością, nie dla mnie to nie była opiekuńczość, to było nachalne zachowanie w stosunku do mnie.
Nie oglądając się za siebie otworzyłam drzwi i szybkim tempem wyszłam z pokoju. Za sobą słyszałam tylko niewyraźne krzyki "Wróć!". Nie miałam ochoty już z nim tam siedzieć, po prostu szlak mnie trafiał, gdy z nim rozmawiałam.
Szłam przed siebie, co chwilę się za sobą oglądając.Gdy w końcu poczułam silny ucisk dłoni na moim ramieniu. Odwróciłam się w tył i ujrzałam Simon'a.
-Znalazłem Cię!- Powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Odczep się, czego Ty chcesz ode mnie? Zabiłeś moją matkę, czego jeszcze pragniesz? Chcesz zrobić i mi krzywdę?- Mówiłam powoli. Czułam jak z moich oczu próbują się wydostać łzy. Zamknęłam oczy, czekając co zrobi Simon.  Po pewnej chwili nie czułam ucisku na ramieniu. Otworzyłam oczy i ujrzałam Justina, który okładał pięściami Simon'a.

*Z punktu widzenia Justina*

Gdy zobaczyłem, że Simon już ma zakrwawioną całą twarz, szybkim tempem wstałem z niego i podbiegłem do Rose, silnym uściskiem złapałem ją za nadgarstek i zacząłem ją ciągnąć w stronę drzwi.
Wybiegliśmy z budynku w którym to wszystko się wydarzyło. Spojrzałem na Rose, była przerażona.
Nie chciałem, żeby coś jej się stało, teraz chciałem to wszystko naprawić. Jak ja mogłem ją tak potraktować. Widać, że moja wybuchowość nie odpuszcza. Gdy się zdenerwuję to myślę tylko o tym żeby komuś coś zrobić, nie ważne kto to by był. Nawet nie myślę, że tej osobie może się coś stać. I właśnie ofiarą mojej głupoty stała się Rose. Teraz pewnie trudno będzie odbudować to zaufanie.
Rozejrzałem się po osiedlu na którym się znajdowaliśmy, placówka była zatłoczona ludźmi, aż się zdziwiłem, że o tej godzinie jest tyle ludzi.
Pośpiesznym krokiem, ciągnąc Rose za nadgarstek wsiadłem z nią do samochodu. Wyjechaliśmy z parkingu, a w oddali można było usłyszeć krzyki Simon'a.
-Przepraszam.- Przerwałem tę niezręczną ciszę miedzy nami. Rose nic nie mówiła, nawet nie spojrzała w moją stronę, musiała być bardzo zła na mnie. Zdjąłem prawą dłoń z kierownicy i położyłem ją na kolanie Rose. Przez chwile nie reagowała na mój gest, ale po chwili zwinnym ruchem zrzuciła moją dłoń, odsuwając kolana od mojej osoby.
Nie odzywałem się już, nie chciałem aby jeszcze bardziej mnie znienawidziła.
-Gdzie jedziemy? - odezwała się Rose. Jej ton był bardzo pewny siebie, a za razem była zdenerwowana. Po wypowiedzeniu tych słów na ułamek sekundy spojrzała się na mnie, a potem ponownie przerzuciła swój wzrok na przednia szybę.
-Nie wiem - odparłem z obojętnością.
Po tym co powiedziałem, Rose już się nie odezwała, nie wiem czemu, ale to mnie zabolało. Nie znałem jej długo, ale już zdążyłem zobaczyć, że jest inna niż wszyscy. Nie dziwie się, przeszła więcej niż nie jeden trzydziestolatek, a ja zachowałem się jak ostatni dupek i potraktowałem ją jak śmiecia. Teraz już ona nie ma nikogo, jej mamę zabili moi byli wspólnicy, przyjaciółka nie wie co się z nią dzieje, z resztą nikt tego nie wie. Musiałem się ją zająć jak najlepiej jak umiałem, musiałem zacząć opanowywać się przy Rose, żeby więcej już się jej nie stała krzywda. Nie wiem gdzie jechaliśmy, chciałem jak najdalej ją ukryć, żeby Simon jej nie znalazł, żeby nie skończyła tak jak jej matka. Zdawałem sobie sprawę, że będę musiał naprawdę się starać, żeby odbudować zaufanie, które w przeciągu chwili do mnie straciła. Spoglądałem na nią kątem oka, w jej oczach było widać łzy. W głowie miałem już plan, gdzie się ukryjemy. Za miastem mam domek, który dostałem w spadku po zmarłych rodzicach. Nikt nie wiedział o tym miejscu, tylko ja. W przeciągu najbliższego tygodnia nikt nie powinien nas znaleźć. To było chyba dobre wyjście z tej sytuacji.

                                                    * Z punktu widzenia Rose*

Przez moją głowę przebiegało tysiące myśli. Zastanawiałam się jak on mógł się tak zachować. Czemu po tym wszystkim co zrobił, zachciało mu się się wyznawania uczuć? Na pewno to nie była prawda, byłam niemalże pewnie, że zrobił to tylko po to żeby załagodzić sytuację. Nie wiem czy będę mogła mu już zaufać, chciałam od niego uciec. Bałam się go, bałam się tego, że tam gdzie mnie wywiezie, rozpęta się piekło. Nie chciałam już nigdy więcej obrywać za nic, wolałam już umrzeć. Zastanawiałam się nad ucieczką. Chciałam zobaczyć gdzie Justin nas ukryje, a potem od niego uciec, wrócić do miasta i zacząć w końcu normalnie żyć. Moja psychika z dnia na dzień stawała się coraz słabsza, te ciągłe pościgi, ucieczki, te życie w strachu, wykańczało mnie. Chciałam się komuś wyżalić, ale nie miałam komu. Jedyna bliska mi osoba, która mi została to Clary, ale ona pewnie nie ma pojęcia gdzie ja się znajduję. Musiałam wytrzasnąć skądś telefon i zadzwonić do niej. Chciałam jej wszystko od początku do końca opowiedzieć. W tej w chwili poczułam się kompletnie bezsilna i samotna. Nie miałam nikogo, nie wiedziałam co robić. Do oczu napłynęły mi łzy, nie chciałam jednak płakać. Nie chciałam pokazać jaka jestem słaba.
- Rose? - usłyszałam głos zza swoich pleców, bo siedziałam odwrócona do okna, wpatrując się w to, co znajduje się za oknem.
- Tak? - powiedziałam z załamującym się głosem.
- Nie płacz, naprawdę nie chce ci nic zrobić, uwierz mi - oznajmił mi Justin spokojnie, a zarazem pewnie.
Nie wierzyłam już w jego słowa, jego głos, który w tej chwili wypowiadał puste słowa, drażnił mnie.
-Nie wierzę Ci.- Odparłam jego słowom. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzyłam mu w oczy, miałam ochotę mu coś zrobić, miałam ochotę go potraktować tak samo jak on mnie. Z jego oczu można było wyczytać złość, która z sekundy na sekundę rosła.
Justin bez słowa zostawił moją wcześniejszą wypowiedź. Może to i dobrze? Nie miałam ochoty słyszeć teraz jego głosu.
Po kilku minutach byliśmy na posiadłości Justina, nie powiem, że nie ale było tutaj nawet przyjemnie. Wszędzie zielono i ten drewniany domek. Gdy otworzyłam drzwi od samochodu od razu uderzyło o mnie fala ciepłego powietrza, była noc, ale bardzo ciepła noc. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych do domku, przy których już Justin stał. Weszliśmy do środka. Wnętrze było niesamowite. Duży salon, a w nim kanapa a naprzeciwko niej ogromny kominek, który sprawiał, że w domku było przytulniej. Po lewej stronie były schody, po których się wchodziło na górę. Na górze były sypialnie, trochę zdziwiłam się ich ilością, ale odpuściłam sobie moje teorie.
-Ile tu będziemy?- Stanęłam przed nim i udawałam pewną siebie osobę.
-Nie wiem, zależy...-Podszedł do mnie bliżej, dzieliły nas już tylko milimetry. Było to dla mnie bardzo niezręczne ze względu na tą sytuacje która się wydarzyła kilka godzin temu.
-Zależy od czego?- Spojrzałam na niego i odeszłam jeden krok do tyłu przez co odległość między nami się powiększyła.
-Od tego czy Simon szybko zgadnie gdzie jesteśmy.- Uśmiechnął się do mnie zadziornie. Wyglądał wtedy nieziemsko przystojnie. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Zakochuję się w osobie przez, którą mam problemy.
-Nie cierpię gdy się tak uśmiechasz.-Justin podszedł do mnie bliżej. Odległość między nami znowu się pomniejszyła.
-Jak?- Znowu się tak uśmiechnął. Wyjął dłoń z tylnej kieszeni i objął mnie całą ręką, przybliżając mnie do niego. Justin delikatnie musnął moje wargi swoimi, gdy w końcu pocałował mnie. Nie przestawałam tej czynności, którą on zaczął. Jestem naiwną idiotką, zawsze daje się nabrać na jego uśmiech.Po kilku sekundach przestał i odsunął się ode mnie.
-Wiem, że chciałabyś więcej.- Zaśmiał się chytrze. Chłopak odszedł ode mnie całkowicie i podszedł do kanapy. Usiadł na niej i włączył telewizor. Zaczął "skakać" po kanałach.
-Chyba śnisz.- Powiedziałam sama do siebie pod nosem, aby on tego nie usłyszał.

___________________________________

Tralalala bum nowy rozdział. Wiem, wiem, że czekaliście bardzoo długo ale nie miałam weny. Klaudia mi trochę pomagała przy tym rozdziale. Myślę, że wam się spodoba.

CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!!